Ola Ignasiak

Odszarzanie – najważniejsza spośród moich działań – akcja, która uwolniła mnie od tradycyjnego myślenia o malarstwie. Projekt – manifest, łączący aspekt malarski z aspektem społecznym.
Technika: pigment naturalny, deszczówka / kałuże
W 2011 roku napisałam:
Łódź – moje miasto. Szarzy ludzie, starość, bieda, dziurawe ulice, syf, psie kupy na trawnikach, smród wylegający z kamienicznych bram, pijący i skundlone rottweilery. Nie mam już siły narzekać? działam. Brzydota może stać się piękna, a dla malarza inspirująca. Jestem malarzem… malarzem przyziemnym…
Całe moje życie to kolor! Urodziłam się w Łodzi, mieszkam tu i pracuję. Nie tworzę graffiti na murach, działam blisko gruntu: na ziemi, chodnikach i drogach. Czasem „na legalu” czasem pod „przykrywką” i bez zezwolenia wypełniam otoczenie kolorem – barwię kałuże lub tworze nowe. Chciałabym odszarzyć świat! Zmienić na lepsze! Przywrócić kolor – fizycznie i metaforycznie!!! Sama kałuża może niewiele znaczy, ale gdy tworzy się ją z dziećmi z zaniedbanych okolic, z bezdomnymi w centrum kipiącego „kasą” miasta – z ludźmi napotkanymi przypadkiem na drodze lub tymi nieprzypadkowymi – różowa kałuża zaczyna nabierać innego znaczenia!!!
Bo cóż innego może zrobić malarz kiedy jego bronią i narzędziem jest kolor?
To co od zawsze powodowało o mojej frustracji (moje miasto) w jednej chwili stało się inspiracją i początkiem niezwykłej malarskiej przygody. Tak właśnie z chęci wprowadzenia koloru na łódzkie ulice, odkryłam piękno faktur i wartości malarskich miejskiego bruku. Cel? Poprawiać, ulepszać. Moimi akcjami staram się inspirować do działania i refleksji nad otaczającą nas rzeczywistością. Tym samym Odszarzanie to również próba udowodnienia, że malarstwo nie kończy się na płótnie i farbach, że niewielka ingerencja barwna, linia czy punkt, pozwala rozpatrywać fragment przestrzeni w kategorii obrazu. To co w pracowni wydarzało się między mną a płótnem, odnajduję w przestrzeni miejskiej i przestrzeni natury. Nie tworzę całego obrazu, jedynie dopełniam. Wyszukuję faktury, wykorzystuję niedoskonałości, obserwuję przemieszczające się cienie i ruchome tafle kałuż na deszczu. Przestrzeń wciąga i sama podpowiada gdzie dokonać ingerencji, jest w tym jakaś metafizyka i tajemnica. Pozawerbalny dialog z otoczeniem. Marek Wasilewski, 1999, Sztuka nieobecna, Poznań, Obserwator
W 2012 roku okazało się, iż jednorazowa akcja na ul. Targowej stała się moim sztandarowym działaniem. Fotografie i dokumentacja wideo przeprowadzanych kolejno ingerencji, wzbudziły zainteresowanie… To otworzyło przede mną możliwości podróżowania i odkrywania świata. Odszarzałam tak nietypowe miejsca jak dach nowojorskiego budynku, pofabryczne przestrzenie General Motors, czy fabrykę soli. Za każdym razem, choć wykorzystywałam podobne środki, efekt końcowy zaskakiwał mnie samą. Nie da się bowiem stworzyć obrazu oderwanego od miejsca, czasu czy atmosfery, ale przede wszystkim od ludzi! Każda z odbytych przeze mnie podróży była nowym wyzwaniem, jak kolejne płótno przed którym staje malarz. Tym co zachwyciło mnie i wciąż absorbuje moje myśli, to piękno działań efemerycznych. Zaczęłam doceniać zjawiska chwilowe, ulotne jak mgła, cień czy powiew wiatru. Nauczyłam się w sztuce i w życiu doceniać – tzw. tu i teraz. Wywołałam niejeden uśmiech na buzi dziecka, równie wiele dzieci mnie wzruszyło! Chciałabym poruszać emocje, budować napięcie i nakłaniać do myślenia. Często bowiem obojętniejemy wobec sztuki wiedząc, że będzie nam dane ujrzeć ten sam obraz jeszcze wiele razy.